Baba Jaga – baśń opublikowana przez braci Grimm w 1837 roku w trzecim wydaniu ich zbioru Baśni . Tytuł alternatywny: Pani Trude.
Zachęcam też do przeczytania wiersza „Smutna Baba Jaga” Joanny Papuzińskiej. Utwór jest dostępny w Internecie, poniżej jego fragment. Przed domkiem na ławce Baba Jaga smutna. Nikt nie lubi Baby Jagi ani krztyny, nikt do Baby nie przychodzi w odwiedziny Nikt „dzień dobry” jej nie powie, gdy ją spotka, nikt się nigdy nie
Polska jest pewna gry w barażach o wejście do Euro 2024, ale nie wiadomo jeszcze, z kim przyjdzie jej się mierzyć w marcowych bojach. sytuacja mocno się zagmatwała i wcale nie jest
Podsumowując, Baba Jaga jest legendarną postacią z mitologii słowiańskiej. Choć nie ma na to dowodów naukowych, jej historia i wygląd przekazywane są przez pokolenia. Jej wygląd może się różnić w zależności od regionu i opowieści, a artystyczne interpretacje Babci Jagi można znaleźć w licznych ilustracjach i dziełach sztuki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl. Oszuści wykorzystają każdą okazję, by wzbogacić się kosztem innych. Korzyści dla siebie znajdują nawet w okresie wizyt duszpasterskich. Krętacze potrafią przebrać się za księdza i odprawić kolędę, tylko po to, by
Baba Jaga’s Tweets. Kto odbuduje te zgliszcza? Niech się nikt nie ludzi, że będzie lepiej. Dodruk pieniążków trwa, wsparcia z KPO nie będzie póki co, a
Na szczęście wielofunkcyjna miotła (którą już poznaliśmy w pierwszej książce) zadba, by dotarła na miejsce cała i zdrowa. Bywają momenty, kiedy Baba Jaga nie tylko sama radzi sobie doskonale, ale jeszcze zaskakuje otoczenie. Tak jest w przypadku napaści na nią. Bohaterka nie zastanawiając się powala napastnika.
5TqEeu. O czym jest ten horror? Gwarantuję, że jedynym, co z niego zapamiętacie, będzie kilka zdań wypowiedzianych przez zjawę w języku polskim. Cała reszta przypomina listę schematów, które reżyser jeden po drugim oczywiście wygląda żałośnie, ale akurat ten jeden element można wybronić. Gdyby film nazwano od takich postaci jak Daayan, Huld albo Muma Pădurii, nikt by się nawet ironicznie nie uśmiechnął. Baba Jaga jest jednak nasza. To my bawiliśmy się na podwórkach w “raz, dwa, trzy, baba jaga patrzy”, to my byliśmy nią straszeni przez babcie, więc wydaje się nam zbyt swojska jak na coś, co powinno przerażać. Świadomy tego dystrybutor prawdopodobnie powinien pozostać przy “Nie pukaj dwa razy”, niemniej tłumaczenie nie jest w tym przypadku aż tak rażące, jak przemienienie Suicide Squad w Legion samobójców. Rażące są natomiast powtórzenia wszelkich gatunkowych klisz, jakich dopuścił się Caradog W. uwierzyć, że reżyser świetnej Maszyny, który ewidentnie wie, jak zrobić nietuzinkowe kino science fiction, popełnił tak sztampowy, pozbawiony charakteru horror. Mamy 2017 rok, a wciąż pierwszą ofiarą w filmie grozy jest osoba ciemnoskóra, co gorsza postać tak płaska, że gdyby zwróciła się profilem ku kamerze, to stałaby się niewidoczna. Dostajemy także bardziej współczesne klisze zaczerpnięte z arthouse’owych horrorów, chociażby obciążenie głównych postaci problemami natury psychicznej, które dodatkowo utrudniają walkę z mocami nadprzyrodzonymi. Widzieliśmy to już w Babadook, widzieliśmy też całkiem niedawno w znakomitym filmie Zło we mnie. Chyba nie muszę nawet wspominać, że aż roi się tutaj od marnych jump scare’ wpisyObsada dwoi się i troi, żeby uratować film, a ma ku temu wszelkie predyspozycje. Lucy Boynton można było niedawno oglądać w jednym z lepszych horrorów ostatnich lat, wspomnianym Złu we mnie; Katee Sackhoff to niezapomniana porucznik Kara “Starbuck” Thrace z Battlestar Galactica, która niedawno świetnie się spisała w Oculus, a także jako różowa wojowniczka w fanowskim Power/Rangers; natomiast Javier Botet uczynił ze swojej dolegliwości (zespołu Marfana) atut i każdego roku wciela się w przeróżne zjawy w przynajmniej trzech, czterech produkcjach. Casting jest bardzo dobry, problem w tym, że aktorzy nie mają czego grać. Napięcie między matką a córką jest równie wiarygodne, co konflikty z tasiemców typu Trudne sprawy (choć bez porównania lepiej zagrane), z kolei Botet prezentuje się świetnie (jest zdecydowanie największym plusem Baby Jagi), lecz zdaje się być zaledwie rozwścieczonym kojotem, który nie wiedziałby nawet, co zrobić ze strusiem, gdyby w końcu udało mu się go dopaść. W dodatku jego postać nie ma żadnych sprecyzowanych właściwości…Do przywołania Baby Jagi w teorii potrzebne są tytułowe dwa stuknięcia. W praktyce ktoś ginie natychmiast po wykonaniu tej czynności, ktoś inny zostaje zaatakowany dopiero pod koniec filmu, a jeszcze inna osoba zostaje nawiedzona we śnie, choć nie zapukała wcale. Zdolności zmory są dokładnie takie, jakich akurat potrzebują jej twórcy, żeby dalej ciągnąć ledwie trzymającą się kupy fabułę, a jak coś jest do wszystkiego… Szkoda zmarnowanego potencjału. To mogła być przyzwoita historia, gdyby opowiedziano ją w nieoczywisty sposób. To mogła być przyzwoita historia, gdyby powstała dziesięć lat temu. Dzisiaj jest zaledwie powtórką z Jaga istnieje wyłącznie po to, aby zarobić kilka groszy jak najniższym kosztem. To film bez pasji, bez duszy i bez pomysłu. Straszniejszą Babą Jagą był nawet John Kornelia Farynowska
OPIS / OVERVIEW „Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy” to spektakl o strachach. Ale nie po to o nich opowiada, ażeby nas nastraszyć, lecz po to, aby nauczyć ze swoimi strachami walczyć. Bohaterka spektaklu, Malwinka, obiecuje rodzicom, że zajmie się swym małym braciszkiem, Maksem. Ale kto by się tam przejmował jakimś maluchem. Zaniedbany chłopiec nagle znika… Malwinka zaś wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż, podczas której odwiedzi niezwykłe miejsca, spotka tajemnicze, częstokroć straszne postaci, nauczy się wielu przydatnych w życiu prawd… Czy jednak odnajdzie swojego braciszka? Przekonacie się oglądając spektakl Białostockiego Teatru Lalek – zapraszamy! 19 marca 2011 Premiera spektaklu Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy Zobacz 16 marca 2011 Konferencja prasowa przed premierą spektaklu Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy Zobacz TWÓRCY / CREATORS autor / author Anna i Michaił Braszinscy przekład / translation Helen Kreid reżyseria / direction Anna Iwanowa-Braszinska (Rosja) teksty piosenek / songs Marta Guśniowska scenografia / scenography Gintarė Vaivadaitė, Lauryna Liepaitė, Šarūnė Pečiukonytė, Agnė Kupšytė (Litwa) reżyseria światła / light's direction Robert Baliński muzyka / music Giedrius Puskunigis (Litwa) OBSADA / CAST Magdalena Mioduszewska (gościnnie) ZAPOWIEDZI PRASOWE / PRESS ANNOUNCEMENTS "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy" w reżyserii Anny Iwanowej-Braszinskiej to spektakl, który z białostockimi lalkarzami zrealizowała ekipa zza północno-wschodniej granicy. Efekt tej współpracy będzie można zobaczyć już w sobotę. Istotą tego projektu jest powiązanie doświadczeń studentów i doświadczonych aktorów - mówi Anna Iwanowa-Braszinska, reżyserka spektaklu. - Zależało mi na tym, aby aktorom dać możliwość zagrana bardzo wyrazistych ról, które powstają nie tylko w zespołowej pracy, ale są także indywidualną prezentacją na scenie. Spektaklem "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy" rosyjska reżyserka, także współautorka sztuki debiutuje w Polsce. Do współpracy zaprosiła aktorów Białostockiego Teatru Lalek i cztery młode scenografki z Litwy: Gintarę Vaivadaite, Laurynę Liepaite, Šarunę Peciukonyte i Agne Kupšyte. Każda z nich razem z aktorem pracowała nad innym wcieleniem wiedźmy. - Taka praca to bardzo ciekawe i wartościowe doświadczenie - mówi Gintare Vaivadaite. - Każda z nas odpowiedzialna była za mały element, z których złożyła się ciekawa całość. W spektaklu zobaczymy cztery bohaterki: Krawcową, Policjantkę, Lekarkę i Kucharkę, które, jak się okazuje, są wcieleniami czarownic. - Te cztery zawody to podstawowe zajęcia, z którymi kojarzymy wiedźmy z baśni - mówi Michaił Braszinski, autor tekstu sztuki. - Wszystkie od swoich ofiar czegoś oczekują. Pewną przewrotnością może być Policjantka, do której powinniśmy mieć największe zaufanie, a okazuje się straszną postacią. Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy - aktorzy i przesłanie W roli Kucharki zobaczymy Alicję Bach, Lekarkę zagra Maria Rogowska, Policjantkę Barbara Muszyńska-Piecka, a Krawcową kreować będą wspólnie Andrzej Zaborski i Adam Zieleniecki. Każdą z bohaterek zobaczymy w innej rzeczywistości, w której pojawia się główna bohaterka - Malinka (kukiełką animować będą Grażyna Kozłowska i Jacek Dojlidko). Dziewczynka nie chciała zajmować się młodszym braciszkiem i go nastraszyła. Maks nagle zniknął, a Malwinka się o niego martwi. Wyrusza w pełną niebezpieczeństw podróż, podczas której odwiedzi niezwykłe miejsca, spotka tajemnicze, straszne postaci, pozna wiele przydatnych w życiu prawd. - Dramaturgia opiera się na wymieszanych wątkach baśniowych, które są nieco makabryczne, nie chcemy jednak straszyć widzów - mówi reżyserka spektaklu. - Spektaklem chcemy uświadomić, że strach tak naprawdę nie istnieje, a nasze lęki to tylko nasza wyobraźnia. "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy" to sztuka dla dzieci , ale na pewno także rodzice znajdą tu jakąś prawdę dla siebie. Ważną rolę w spektaklu odgrywa światło, którym zarządza Robert Baliński z Wrocławia. Muzykę napisał litewski kompozytor Giedrius Puskunigis. Wiedźmy, strachy, podróż pełna niebezpieczeństw i zaginiony braciszek. Z tym wszystkim musi uporać się Malwinka, bohaterka najnowszego spektaklu Białostockiego Teatru Lalek. Premiera polsko-rosyjsko-litewskiej produkcji - w sobotę, o godz. 18. Baśń nosi tytuł "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy" i rzeczywiście, to historia o strachach, które nieustannie, na różnym etapie życia trzeba pokonywać. Więc choć to bajka dla młodych widzów, to każdy w niej coś znajdzie dla siebie: wszak lęki towarzyszą i dorosłym. Reżyserką spektaklu jest Anna Iwanowa-Braszinska, która na spółkę z mężem (Michaiłem Braszinskim) napisała również tekst sztuki. Do współpracy zaprosiła aktorów Białostockiego Teatru Lalek i cztery młode scenografki z Litwy: Gintarę Vaivadaite, Laurynę Liepaite, Šarunę Peciukonyte i Agne Kupšyte. Dziewczyny przygotowały cztery wcielenia czarownic (a każdą w innej rzeczywistości), którymi są Krawcowa, Policjantka, Lekarka i Kucharka. Tę ostatnią zagra Alicja Bach, w Policjantkę wcieli się Barbara Muszyńska-Piecka, w Lekarkę - Maria Rogowska, a Krawcową kreować będą panowie: Andrzej Beya-Zaborski i Adam Zieleniecki. Kukiełkę głównej bohaterki animować będą Jacek Dojlidko i Grażyna Kozłowska. Jak to zazwyczaj w spektaklach BTL - tak i teraz magiczną atmosferę stworzy odpowiednie operowanie światłem (Robert Baliński z Wrocławia). Będzie też sporo piosenek do słów Marty Guśniowskiej i muzyki litewskiego kompozytora Giedriusa Puskunigisa. Białostocki Teatr Lalek zrealizował kolejny międzynarodowy projekt lalkarski. Spektakl "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy", którego premiera miała miejsce w sobotę wieczorem w Białymstoku, powstał bowiem we współpracy z artystami z Rosji i Litwy. Jak powiedział PAP dyrektor Białostockiego Teatru Lalek Marek Waszkiel, teatr na swoim koncie ma wiele podobnych międzynarodowych inicjatyw. Do tej pory współpracował przy tworzeniu spektakli z Austriakami i Niemcami przy "Sklepach cynamonowych" czy Litwinami przy "Biegunie". W zeszłym roku brał też udział w projekcie "Polsko-norweskie lalki". BTL należy również do międzynarodowej unii miast lalkarskich. Z inicjatywy tego teatru, co dwa lata odbywa się w Białymstoku Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich, podczas którego prezentują się zespoły z całego świata. Waszkiel powiedział, że teatr jest otwarty na współpracę z nowymi aktorami, reżyserami czy muzykami, którzy za każdym razem wnoszą do niego swoją wrażliwość oraz nowe doświadczenia. Dzięki temu teatr może pokazywać lalkarstwo w szerszym kontekście, a także poszerzyć i wzbogacić swój repertuar. Obecny projekt, spektakl "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy", opowiada historię Malwinki, która nastraszyła swojego młodszego brata. Po pewnym czasie dziewczynka zaczyna szukać braciszka, który zniknął i wyrusza w podróż. Na swojej drodze spotyka cztery wiedźmy: kucharkę, lekarkę, krawcową i policjantkę, które straszą Malwinkę. Zadaniem dziewczynki jest pokonanie czarownic i swoich strachów. Jak powiedziała reżyserka i współautorka sztuki, Rosjanka Anna Iwanowa-Braszinska, dramaturgia spektaklu opiera się na wymieszanych wątkach baśniowych, które są nieco makabryczne. Dodała jednak, że nie chce straszyć widzów, a "pokazać, że nie ma czego się bać, a lęki, to tylko nasza wyobraźnia". Braszinska powiedziała na konferencji prasowej poprzedzającej premierę, że bardzo chciała współpracować z aktorami z BTL, którzy mają wielkie doświadczenie lalkarskie. Dodała, że istotą projektu było połączenie pracy właśnie doświadczonych aktorów z młodymi, debiutującymi artystkami - czterema scenografkami z wileńskiej ASP. W ocenie reżyserki, to doświadczenie aktorów pozwoliło jej stworzyć bardzo wyraziste role wiedźm. Do każdej z czterech ról "dopisana" została jedna ze scenografek, która projektowała kostiumy danej postaci, a także kreowała jej świat. Przedstawienie dopełnia muzyka orkiestrowa, napisana przez Giedriusa Puskunigisa z Litwy. Dyrektor Waszkiel pytany, w jaki sposób teatr nawiązuje międzynarodową współpracę, powiedział, że to przede wszystkim kontakty z wyjazdów i festiwali. To również "zafascynowanie" reżyserami czy np. scenografami, których zaprasza potem do współpracy. Dodał, że bardzo często też sami artyści sami pragną realizować w białostockim teatrze swoje projekty, uważając BTL za teatr, który posiada silną i doświadczoną grupą aktorów. Powiedział, że to także niezależność teatru: posiadanie własnej sceny, zaplecza technicznego, czego, według Waszkiela, wielu zachodnim teatrom brakuje. GALERIA / GALLERY RECENZJE / REVIEWS U lalkarzy mamy wysyp czarownic. Jedna piecze dzieci, druga szyje z nich ubrania, trzecia wysysa krew, a czwarta wszystkim zarządza. Bajka tak straszna..., że aż miło Żadna tam gładka i sympatyczna baśń Disneya, a konkretna historia, w której zło pleni się wokół nas, na równi z dobrem, trzeba je tylko umieć jakoś instynktownie rozróżnić. Autorskiej bajce Michaiła Braszinskiego i Anny Iwanowej-Braszinskiej z Rosji (która jest również reżyserką spektaklu) bliżej w klimacie do Andersena niż tym wszystkim lukrowanym bajkom współczesnym, pokazującym wyłącznie sympatyczny kawałek świata. Świat przecież taki nie jest. I teraz już tylko od rodziców zależy, czy i kiedy pokazywać dzieciom ów dualizm, czy też chować je pod kloszem najdłużej, jak się da i nie przygotowywać do życia. Najnowsza premiera w Białostockim Teatrze Lalek pt. "Raz, dwa, trzy, Baba-Jaga patrzy" wychodzi trochę naprzeciw temu problemowi. W baśniowy sposób, miksując finezyjnie współczesność z archaicznością, pokazuje różne mroczne obszary życia, na które również dzieci mogą nieoczekiwanie natrafić. Najnowsza premiera BTL prezentuje ową strefę mroku w specyficzny wielowarstwowy sposób. Jest tu plastyczna warstwa atrakcyjna dla najmłodszych, uruchamiająca wyobraźnię. Jest warstwa dla trochę starszych dzieci (i to właśnie dla nich raczej jest ten spektakl), które intuicyjnie - jak główna bohaterka - mogą dostrzec fałsz w słodziutkich pochlebstwach. I w końcu takie niuanse, które zobaczą wyłącznie dorośli. Dlatego spektakl spokojnie można oglądać w familijnym gronie, choć liczyć się z tym trzeba, że między owymi warstwami sporo jest zgrzytów, dłużyzn i niejasności, co bywa męczące. Ale mimo tych nierówności spektakl można zobaczyć - zarówno ze względu na edukacyjny nienachalny w sumie wymiar, jak i z powodu ciekawej scenografii, podkreślającej charakter postaci. Cała bajka to historia dziewczynki, która przeżywa podróż pełną niebezpieczeństw. Na początku mamy to, co znane posiadaczom rodzeństwa w ilości przynajmniej sztuk jeden: starsza siostra nie chce bawić się z młodszym braciszkiem, ma swój świat, a uparty mały zwyczajnie ją denerwuje (relacja między rodzeństwem jest rozegrana sympatycznie i lekko). Malwinka jednak w końcu kapituluje, zaczyna się zabawa w chowanego..., gdy nagle okazuje się, że mały Janek znika. Przestraszona dziewczynka szuka brata i tak zaczynają się jej przygody: po kolei trafia do siedzib czterech Bab-Jag, które na pierwszy rzut oka jednak wcale się nimi nie wydają. To Kucharka, Krawcowa, Lekarka i Policjantka - persony trochę dziwaczne, ale sądzić można, że niegroźne, bo przecież miłe i sympatyczne. Drugi rzut oka jednak nie pozostawia wątpliwości - to niebezpieczne postaci. Malwinka instynktownie, choć trochę po dziecinnemu ("czy one myślą, że ja jestem głupia?") w słodkich słówkach, chęci pomocy i komplementach wyczuwa fałsz. Może nie do końca wie, co jest nie tak, nie rozumie, że czarownice czyhają na jej życie, ale czuje, że coś tu nie gra. Bo też rzeczywiście: w tle czai się ciekawie rozegrany aktorsko temat przemocy, wykorzystywania seksualnego dzieci, handlu organami. To temat, który dostrzegą dorośli i który może być wstępem do pospektaklowej rozmowy z własnymi dziećmi - na co powinny zwracać uwagę i jakie zachowania innych dorosłych powinny wzbudzać ich nieufność. Malwince się udało, bo to dziewczynka nie w ciemię bita, być może nieco mniej naiwna niż jej rówieśnicy. Większość dzieci jednak gładkie słówka przyjmie za dobrą monetę. Ciekawe są rozwiązania scenograficzne (wymyślone przez czwórkę studentek z wileńskiej ASP: Gintare Vaivadaite, Lauryne Liepaite, Šarune Peciukonyte i Agne Kupšyte). Tu nie ma niepotrzebnych wypełniaczy sceny, które absorbowałyby uwagę. To - w zależności od historii - jakaś pojedyncza konstrukcja na środku, wokół której koncentruje się akcja, kąty sceny spowija zazwyczaj mrok. I tak na początku mamy jedynie stojak z ubraniami, w którym chowają się dzieci, potem wielofunkcyjny trójnóg i zwisające z góry drewniane półki na zioła, następnie stół krawiecki, dalej - lekarski fotel z dziwacznymi przyrządami i w końcu - zwyczajne łóżko. Czasem na scenie pojawi się niespodzianka przykuwająca uwagę - samochodzik wykreowany za pomocą pręta świecącego jak stroboskop czy niesamowita i trochę straszna konstrukcja zbudowana z torebek z płynem przypominającym krew i krzesełeczek. Tak czy inaczej - asceza plastyczna spektaklu to dobry pomysł - pobudza dziecięcą wyobraźnię, nie zaśmiecając ich umysłu niepotrzebnymi scenicznymi upiększaczami. Podobnie rozmaite sposoby gry: są tu aktorzy, są lalki animowane przez aktorów, wcale niechowających się w cieniu, są fragmenty spektaklu, gdy przed oczyma widzów "grają" dłonie. Wszystko to uczy małego widza teatru, uświadamia mu, jak tworzy się iluzję teatralną, jednocześnie spektaklu wcale nie odzierając z magii. No i wreszcie aktorzy. Każdy wystylizowany na postać z czterech nie do końca przystających do siebie światów. Kucharka (świetna Alicja Bach) jakby wprost ze średniowiecznych przypowieści o czarownicach mieszających różne ingrediencje, cedząca słodkie słówka; androgyniczna Krawcowa (znakomity Adam Zieleniecki, w jednej chwili śmieszny i drobiący niczym baletnica, w drugiej - pod słodziutkimi komplementami pokazujący paskudne i oślizgłe oblicze); Lekarka (Maria Rogowska) strojem i zachowaniem przypominająca cyborga z filmów czy wreszcie dziwna Policjantka (Barbara Muszyńska), stylizowana na archaicznego detektywa i dająca tylko złudne poczucie bezpieczeństwa. Lalkę Malwinkę ciekawie animują Jacek Dojlidko i Grażyna Kozłowska. Najnowsza sztuka Białostockiego Teatru Lalek powstała przy współpracy z rosyjską reżyserką Anną Iwanową - Braszinską. Autorkami scenografii są studentki wileńskiej Akademii Sztuk Pięknych. Wynikiem tej międzynarodowej współpracy jest spektakl "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy" - przedstawienie, w którym zaciera się granica pomiędzy snem a rzeczywistością Akcja sztuki dzieje się na dużej scenie Białostockiego Teatru Lalek. Pierwszy epizod przedstawienia rozgrywa się na niewielkim jej fragmencie. Niezagospodarowana przestrzeń powoduje, że szafa (wokół której animowane są lalki) oraz postaci Malwinki i Maksa stają się mało wyraziste, gubią się w „czeluściach ogromnej sceny” a uwaga widza zostaje rozproszona. Ten sam problem towarzyszyć będzie także innym fragmentom spektaklu. Szkoda, bo scenografia wykorzystana w inscenizacji jest niezwykła, utrzymana w ciemnej tonacji, dominantę stanowi tu kolor słomiany. Zastosowanie palety ciemnych barw nadaje przedstawieniu mrocznego, groźnego „wiedźmowatego” klimatu, wpisującego się w estetykę baśni braci Grimm. Za szczególnie godną uwagi śmiało uznać można instalację przypominającą kształtem żyrandol: konstrukcję niezwyczajną, mrożącą krew w żyłach, zbudowaną z dziecięcych szpitalnych łóżeczek i woreczków na krew. Wspomniana już wyżej szafa pełni również funkcje drzwi, furtki poprzez którą bohaterka wydostaje się z rodzinnego domu i wkracza w obszar własnych marzeń sennych. Myślę, że pokazanie scenografii na mniejszej powierzchni zmusiłoby widza do baczniejszej obserwacji detali, a to pomogłoby publiczności intensywniej odczuć atmosferę spektaklu, poczuć strach, o którym wszak autorzy sztuki chcą poprzez „Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy.” opowiedzieć. Fabuła przedstawienia zaprezentowana została poprzez szereg następujących po sobie obrazów. Akcja nie przepływa płynnie, publiczność jest wrzucana w coraz to nowe światy, sytuacje. Dzięki temu możemy baśniowe rzeczywistości dogłębnie odbierać. Z domu Maksa i jego siostry nagle przenosimy się w ciemny las, który ukazano za pomocą zwisających od sufitu kępek gałęzi wikliny. Publiczność zostaje znienacka wyrwana z realnego świata i przetransportowana do krainy lęków dziecięcych. Po obszarach wyobraźni małego dziecka widz będzie poruszał się gwałtownie, ponieważ w świecie tym nie ma sytuacji do przewidzenia. Scenerie zmieniają się szybko, pojawiają się coraz to nowe obrazy: dom Wiedźmy-Kucharki, która uwielbia piec dzieci w wielkim piecu, pracownia krawiecka szalonej Szwaczki, szpital i pozornie bezpieczne mieszkanie Policjantki. Pierwowzorami Czarownic są czarne charaktery z popularnych baśni np. Kucharka jednoznacznie kojarzy się z jędzą, którą znamy z opowieści o Jasiu i Małgosi. Krawcowa to bez wątpienia najefektowniej wykreowana strzyga, którą spotyka na swej drodze dziewczynka. Dlatego też warto zatrzymać się przy jej pracowni na dłuższą chwilę. Po pierwsze: Krawcową gra mężczyzna (tutaj ukłon w stronę Pana Zielińskiego). Mężczyzna ów ubrany w urocze czerwone balerinki i rajstopki w groszki radośnie pląsa po scenie. Komiczne podrygi są przyczyną wybuchów śmiechu na widowni. Ciekawym zabiegiem jest wykorzystanie trzech wysokich szyb, które stanowią swego rodzaju półprzeźroczysty parawan. Oddzielają plan lalkowy od aktorskiego. Za tą zasłoną aktorzy animują lalkę, manipulują igłą i nićmi. Szycie przedstawione jest jako mechaniczne powtarzanie sekwencji gestów, sekwencje te tworzą swego rodzaju układ taneczny. Układ odtwarzany jest w rytm tanga, w takt tanga bawi się również dziwaczna Szwaczka. Symultaniczne dzianie się na planie aktorskim i lalkowym, oddaje strach dziewczynki i absurd sytuacyjny: radosna Czarownica, szyje ubrania z dzieci(!): z uśmiechem na ustach oddaje się makabrycznemu procederowi. Za najbardziej przerażającą uważam jednak, postać „Baby Jagi”- Lekarza, która wykorzystuje dziecięcą naiwność i niczym wampirzyca pozbawia krwi małych pacjentów szpitala (myślę, że najmłodsi widzowie nie zrozumieją tego, co dzieje się podczas scen rozgrywanych w placówce medycznej). Przedstawienia Wiedźm i ich fachów są może nieco zbyt drastyczne ale wiadomo przecież, że dziecięca wyobraźnia w odpowiednich warunkach (którymi mogą być: nieobecność rodziców w domu, ciemności, burza, wyłączony prąd) projektuje niezwykłe, budzące trwogę zdarzenia i zjawiska. Każdy szelest może okazać się odgłosem kroków tajemniczej bestii, cień na ścianie zaś, przybyszem z odległej planety. Strach wprawia w ruch fantazję, sprawia, że wytwory wyobraźni zaczynają dominować nad bezpieczną rzeczywistością. Jedynym sposobem na pokonanie przerażających produktów imaginacji jest przezwyciężenie własnych lęków i właśnie tę zależność pokazuje widzom reżyserka spektaklu. „Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy.” to przedstawienie, które ma za zadanie udowodnić dzieciom, że zwalczanie własnych słabości i nieuzasadnionych obaw śmiało nazwać można najskuteczniejszą metodą na oswajanie świata. Nie od dziś wiadomo bowiem, że najbardziej przerażające jest to, co nieznane. Wyzbycie się lęków ułatwia funkcjonowanie wśród współczesnych zjawisk- wszak „do odważnych świat należy”. Horror u lalkarzy. Polsko-rosyjsko-litewska produkcja to wciągająca historia, w której granica między rzeczywistością a wyimaginowanym światem jest bardzo cienka. Najnowszy spektakl Białostockiego Teatru Lalek pokazuje jak rozmawiać z dziećmi o tym, że otaczający nas świat bywa okrutny i w jaki sposób pokazać najmłodszym całą jego niesprawiedliwość. Sztuka autorstwa Michaiła Braszinskiego i Anny Iwanowej-Braszinskiej rozegrana w mrocznej, ciemnej scenografii daleka jest od ciepłych, kolorowych bajek uwielbianych przez dzieci. Sztuka opowiada historię dwójki rodzeństwa: rezolutnej Malwinki i jej trochę niesfornego, młodszego braciszka Maksa. Dziewczynka obiecała rodzicom opiekować się maluchem, ale podczas zabawy w chowanego chłopczyk się zgubił. Przerażona Malwinka wyrusza w poszukiwanie brata i trafia do czterech różnych światów, w których rządzą Czarownice. Każda z nich przeraża widzów w inny sposób. Kucharka, którą gra Alicja Bach, w wielkim kotle przyrządza potrawy z dzieci. Krawcowa, którą bezbłędne kreuje Adam Zieleniecki w rajstopach w grochy i czerwonych balerinkach, szyje z maluchów ubrania. Demoniczna Lekarka, w którą wciela się Maria Rogowska, wysysa z dzieci krew, a tym wszystkim zarządza tajemnicza, dwulicowa Policjantka - w tej roli Barbara Muszyńska-Piecka. Malwinka i widz zastaje każdą z Czarownic w innej ciekawej scenografii. Przygotowały ją studentki wileńskiej ASP Gintare Vaivadaite, Lauryne Liepaite, Šarune Peciukonyte i Agne Kupšyte. Dekoracje młodych artystek są niezwykłe oryginalne, bardzo sugestywne i co ważne nieprzytłaczające. W niektórych scenach nawet skromne, ale dzięki temu nie rozpraszają uwagi widza. Jedną z ciekawszych jest podświetlany żyrandol w szpitalu, złożony z malutkich łóżeczek i woreczków z krwią. Bardzo ważną rolę w spektaklu odgrywa światło, którym zarządza Robert Baliński oraz przejmująca muzyka litewskiego kompozytora Giedriusa Puskunigisa. Spektakl "Raz, dwa, trzy Baba Jaga patrzy" choć może przerażać, zwłaszcza bardzo małe dzieci, ma ważne przesłanie. Historia ta pokazuje w jaki sposób przedstawić dzieciom rzeczywistość, która czasem bywa okrutna i niesprawiedliwa. To także sprawdzian z bohaterstwa, pokonywania strachu przed tym, co nieznane. Przełamywanie największych strachów, które przecież są tylko wytworem naszej wyobraźni najlepszy sposób na poskramiania otaczającego nas świata. Próba powiązania inwencji twórczej młodych artystek, stojących na progu swojej kariery, z wyrazistością postaci granych przez doświadczonych aktorów Białostockiego Teatru Lalek zaowocowała ciekawym przedstawieniem - oryginalnym scenograficznie i z interesującymi kreacjami aktorskimi - o spektaklu "Raz, dwa, trzy Baba Jaga patrzy" w reż. Anny Iwanowej-Braszinskiej w Białostockim Teatrze Lalek pisze Anastazja Popławska z Nowej Siły Krytycznej. Funkcję medium pośredniczącego w poznawaniu świata - w całej jego złożoności - przez najmłodszych coraz częściej spełnia sztuka, w bezpieczny sposób konfrontując maluchy z trudnymi tematami. Fundamentalną rolę odrywa w tym procesie teatr, stając się miejscem, w którym dziecko za pomocą baśniowych wizji spotyka się z rzeczywistymi problemami, nierzadko poważnymi. Białostocki Teatr Lalek w swoich spektaklach podejmował takie tematy niejednokrotnie. Wspomnieć trzeba chociażby wyreżyserowanego przez Krzysztofa Raua "Pod - Grzybka", który przełamywał społeczne tabu, odważnie opowiadając o śmierci - zagadnieniu unikanym przez dorosłych w rozmowach z pociechami. Spektakl docenili krytycy i pedagodzy teatru, znalazł się w programie tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych. Najnowsza premiera BTLu "Raz, dwa, trzy Baba Jaga patrzy" w niekonwencjonalny sposób próbuje oswoić małego człowieka ze strachem - oczywistą i nieodłączną częścią życia. Jest ciekawą alternatywą dla tradycyjnych inscenizacji i bajek, które zamiast podejmować coraz to nowe wyzwania, utrwalają stereotypy. To także wyjątkowe wydarzenie artystyczne, koprodukcja litewsko - polsko - rosyjska. Ponadto premiera poprzedzona została wystawą ciekawych prac utalentowanych scenografek z Wilna. Historia jest dość prosta: Malwinka pod nieobecność rodziców ma zaopiekować się młodszym bratem. Krnąbrna dziewczynka niechętnie spełnia tę powinność, najpierw ignoruje Maxa, a potem straszy go niczym zjawa (odgłosy wydawane w tym czasie przez Grażynę Kozłowską, animującą lalkę wraz z Jackiem Dojlidko są niesamowite, trwożą nie jednego dorosłego). W końcu Malwina łaskawie postanawia pobawić się z braciszkiem w chowanego. Chłopiec jednak znika, a zaniepokojona siostra wyrusza na jego poszukiwanie. I tu sprawy komplikują się, bowiem na swojej drodze dziewczynka spotyka cztery wiedźmy, które na pierwszy rzut oka wcale na czarne charaktery nie wyglądają. Każda z nich próbuje wykorzystać małą do niecnych celów. Malwinka występując przeciwko nim, w istocie walczy z własną słabością. Studentki ostatnich lat scenografii wileńskiej Akademii Sztuk Pięknych zostały zaproszone do współpracy przez reżyserkę i współautorkę tekstu - Annę Iwanową-Braszinską (wieloletnią dziekan Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Petersburgu, obecnie pedagog lalkarzy w Finlandii). W złożonym z czterech części spektaklu każda scenografka dostała możliwość niezależnej pracy, stworzenia przestrzeni teatralnej, będącej odrębnym światem głównych postaci: Kucharki, Krawcowej, Lekarki i Policjantki - niepozornych wcieleń tytułowej Baby Jagi. Stąd duża różnorodność wizualna spektaklu: żywy plan gry przeplata się z lalkowym, pojawiają się elementy teatru plastycznego (instalacje), czarnego teatru, a także maski i multimedia; każda autorka używa innych środków, rozmaitych materiałów, a także skal planu gry. Próba powiązania inwencji twórczej młodych artystek, stojących na progu swojej kariery, z wyrazistością postaci granych przez doświadczonych aktorów Białostockiego Teatru Lalek zaowocowała ciekawym spektaklem - oryginalnym scenograficznie i z interesującymi kreacjami aktorskimi. Akcja sztuki koncentruje się wokół niebezpiecznej wędrówki małej Malwiny. Dziewczynka najpierw trafia do miejsca, w którym panuje kompletna ciemność i tylko płomyk (prawdziwego!) ognia lekko oświetla nieznajomą postać. Ta malownicza i tajemnicza scena trwa zaledwie moment. Zaraz po niej przestrzeń delikatnie się rozświetla. Widać zwisające z góry ni to powykręcane kłącza korzeni, ni to odnogi drzew. Całość sprawia wrażenie podziemnej nory lub ukrytej gdzieś w leśnej gęstwinie głębokiej dziupli. Nawet z czepka przykrywającego głowę pichcącej jakąś diabelską strawę gospodyni wyrastają dziwne gałęzie, trochę przypominające antenki, co zresztą wygląda komicznie. To mroczne siedlisko Kucharki - pospolitej czarownicy, która zjada dzieci, staje się pierwszym polem walki Malwinki z własnym strachem i naiwnością. Znakomicie i z zaangażowaniem zagrana przez Alicję Bach dwulicowa wiedźma w pierwszej chwili wydaje się przemiłą babcią zatroskaną o zdrowie odwiedzającego ją gościa. "Jeśli brata znaleźć chcesz, musisz jeść" - śpiewa, po czym ukradkiem wsypuje coś do zupy. Po skonsumowaniu toksycznego wywaru dziewczynka jakby pod wpływem halucynacji dostrzega drugie oblicze gosposi. Z milutkiej starszej pani Alicja Bach staje się ropuchowatą, srogą, kąśliwą jędzą, urzekającą złymi czarami. Przyodziewa słomianą pelerynę, a jej czepek sam znika w ciemności. Muzyka skrzypcowa i zimne światło potęgują efekt grozy - dreszcze przechodzą także dorosłych. Nie istnieje jednak ryzyko torturowania widzów obrazami rodem z horrorów. W każdej scenie pojawiają się elementy sprawnie równoważące srogi wydźwięk, często komiczne: piosenka, zabawny taniec, śmieszny element ubioru. Wszystko to sprawia, że spektakl ogląda się przyjemnie. Kucharce towarzyszy trochę przemądrzała, ale dowcipna zielona Papuga, która figlarnie komentuje poczynania złej pani. Wszędzie musi wtrącić swoje trzy grosze, w końcu przecież "sam Mickiewicz prosił ją o napisanie wiersza". Dzięki pomocy Papugi Malwinka pomysłowo zaprojektowanym samochodem (wykonanym z taśmy światełek ledowych) udaje się w dalszą podróż. Kolejne straszne miejsca: zakład krawiecki, szpital i dom Policjantki zaskakują swoją prostotą i plastyką. Scenografia jest oszczędna, ale nie minimalistyczna, zazwyczaj złożona z pojedynczych elementów, doskonale podkreśla posępne usposobienie postaci. Warsztat szalonej Krawcowej (Adam Zieleniecki), ubranej w czerwone baletki i rajstopy w grochy, to terytorium zbrodniczych działań. Zbzikowana wiedźma tworzy w nim ubrania ze skór swoich ofiar, nazywane potem "kolekcją dziecięcą". W jednej chwili Adam Zieleniecki niskim głosem, lodowatym spojrzeniem i potwornym uśmieszkiem zmienia się z krawca - wujcia wariatuńcia w demonicznego fanatyka z piekła rodem. Stojący z boku manekin krawiecki z obciętą nogą wzbudza niepokój, ale prawdziwe zdziwienie wywołuje niepozorne biurko z maszyną do szycia, które przeistacza się nagle w pomieszczenie przypominające magazyn lub chłodnię z wiszącymi wszędzie wykrojami i kawałeczkami skóry. To surowe wnętrze przywodzi na myśl gabinet doktora Frankensteina. Tłem akcji, niwelującym w tej scenie powagę sytuacji, stają się płynne i plastyczne elementy czarnego teatru: tańczące ręce, nożyce, tasiemki doskonale animowane przez aktorów. Ciekawym przerywnikiem redukującym poziom napięcia są też sceny niemal hollywoodzkiego splendoru: blask fleszy, otwierająca się kurtyna i odgłos wiwatującego tłumu. Malwinie udaje się uciec z koszmarnego warsztatu krawieckiego wraz z poznanym w nim wcześniej Jankiem. Nowy kolega zabiera dziewczynkę do szpitala, w którym, jak sam zapewnia, można bohatersko oddać krew. Konstelacja kilku lamp medycznych z niebieskawym światłem sprawia wrażenie przestrzeni zimnej, sterylnej, nieprzyjemnej. Z jednej strony przypomina kostnicę, z drugiej - laboratorium doświadczalne. Pracująca tam Lekarka (Maria Rogowska), stylizowana jest na postać z "Gwiezdnych wojen". Ubrana w seledynowy skafander z laryngologiczną lampką na głowie daje się poznać jako wiedźma wysysająca krew z dziecięcych ciał. Wampiryczny charakter tej postaci podkreśla zjawiskowa instalacja złożona z wielu torebek wypełnionych krwią i osoczem, nad którymi wiszą małe dziecięce łóżeczka. Ten pięknie podświetlony spektakularny żyrandol mrozi krew w żyłach, jednocześnie zachwycając pomysłowością. Z agresywną "doktorką" Malwina toczy bitwę raz przypominającą grę komputerową, innym razem starcie kowbojów na dzikim zachodzie. Nieco rozwlekający się w czasie pojedynek przerywa strzałem z pistoletu Policjantka (Barbara Muszyńska-Piecka), której strój przypomina raczej detektywa niż stróża prawa. Funkcjonariuszka wybawia małą ze szponów krwiożerczej znachorki, zyskuje tym samym zaufanie dziewczynki i zabiera ją do swojego domu. Ostatnie wnętrze, do którego trafia odważna bohaterka jest najłagodniejsze: tylko odrobinę przypomina opuszczone zamczysko. Jego lokatorka okazuje się najgorszą ze wszystkich czarownic - królową wiedźm, która sprawuje władzę nad pozostałymi czarownicami. Zmęczona ciężkimi doświadczeniami i bezskutecznym poszukiwaniem braciszka Malwinka zasypia. Jej pięknie przedstawiony sen pełen jest tęsknoty, spokoju i nadziei. Ciekawa wizualizacja na prześcieradle przypomina teatr cieni, choć w rzeczywistości jest nagraną wcześniej animacją pacynek nakładanych na palec. Ten radosny taniec dłoni, w którym rodzeństwo znów jest razem urzeczywistnia się. Gdy tylko rezolutna Malwina uświadamia sobie, że strach, jaki odczuwa, tkwi wyłącznie w jej głowie, a wiedźmy tak naprawdę nie istnieją - wszystko wraca do normy. "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy" nie należy do najmilszych przedstawień, spektakl utrzymany jest w ponurym i mrocznym klimacie, dominują w nim złe postacie, a fabuła osnuta jest wokół groźnych wątków. Mimo to twórcy nie dopuszczają do sytuacji, aby widz poczuł się niekomfortowo - przerażony lub zdezorientowany. Spektakl jest przemyślanym przedsięwzięciem, które w swoim założeniu ma lekko straszyć, ale tylko po to, aby udowodnić, że nie ma się czego bać, że aktywowane przez zewnętrzne środowisko przerażenie i lęk są w istocie odczuciem absolutnie wewnętrznym, mającym źródło wyłącznie w nas samych. Spokojnie mogą czuć się rodzice, obawiający się wzbudzania złych, czy destruktywnych emocji u swoich pociech. Dramaturgia co prawda oparta jest na makabrycznych wątkach charakterystycznych dla baśni braci Grimm czy Andersena, ale prowadzi do ważnego wniosku, że strach można pokonać. Archetypowe wzorce czarownic nadają konkretną postać często nieuświadomionym dziecięcym lękom, stanowią też pretekst do podejmowania z nimi walki. Bruno Bettelheim pisał, że baśnie są doskonałym narzędziem do samopoznania. Dają do zrozumienia, że pełne satysfakcji życie dostępne jest każdemu, ale tylko wtedy, gdy nie ucieka się przed pełnymi niebezpieczeństw życiowymi zmaganiami. "Określona baśń może istotnie w niektórych dzieciach wywołać lęk, ale gdy tylko zaczynają one być lepiej obeznane z opowieściami baśniowymi, przerażające aspekty zdają się zanikać, a przewagę uzyskują - i to w coraz większej mierze - te właściwości baśni, dzięki którym słuchanie jej dodaje dziecku sił. Pierwotne uczucie przykrości z powodu doznawania lęku przekształca się w uczucie przyjemności, jakie budzi fakt, że lękowi stawiło się pomyślnie czoło i że lęk ten zdołało się opanować." "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy" dobrze odzwierciedla tę tezę. Przy całej swojej powadze i trwodze jest w gruncie rzeczy sympatyczną, ciekawą opowieścią ze szczęśliwym zakończeniem. Warto zatem pozwolić dziecku na obcowanie z tą niecodzienną dla niego ciemną stroną świata, przed którą zwykle je chronimy. A rodzicom twardo upierającym się przy upiększonej, pozbawionej głębszych znaczeń, pustej rozrywce, "nienarażającej psychiki dziecka", dedykuję powiedzonko Papugi - zielonego ptaszyska ze spektaklu: "Ten kto nie zna się na sztuce, skończy w piecu, mówiąc krócej." Na koniec dodam, że fundamentalnym atutem spektaklu jest jego oprawa. Scenografia autorstwa: Gintare Vaivadaite, Lauryny Liepaite, Šarune Pečiukonyte i Agne Kupšyte urzeka wspomnianą przeze mnie różnorodnością, a swoją siłą i wyrazem uwydatnia mroczny charakter przedstawienia. Nawet lalki o bladych twarzach i rozczochranych rudych włosach świetnie wpisują się w tę lekko thrillerową konwencję świata czarownic. Muzykę stworzył znany litewski kompozytor Giedrius Puskunigis. Barwne, bogate dźwiękowo aranżacje nagrane zostały przez orkiestrę, a nie skompilowane na syntezatorze. Fenomenalna jest także reżyseria światła. Robert Baliński, artysta z Wrocławia, wydobył wszystkie niuanse, ożywił w oknie sceny całą przestrzeń, nadał jej niemal duchowy wymiar. Światło nie tylko eksponuje wiele elementów (np. parę i dym wydobywające się z kotła lub "krwisty żyrandol"), ale też wydobywa ich złowrogą naturę (np. jarzeniowe lampy w szpitalu). Warto też zwrócić uwagę, że twórczość naszych sąsiadów zza granicy coraz częściej doceniana i wykorzystywana jest w polskim teatrze. Największe osiągnięcia na tym polu mają właśnie scenografowie, dla których teatr lalkowy staje się doskonałym terytorium prezentacji własnych projektów. Eva Farkašová, Petr Nosálek, Pavel Hubička, Giedré Brazyté, Vitalia Samuilova, Swietlana Sofronowa, Zuzanna Hlavinová, Alois Tománek - to tylko niektóre nazwiska odnoszące sukcesy na naszych rodzimych scenach. Prym w podejmowaniu współpracy z zagranicznymi artystami wiedzie Białostocki Teatr Lalek. Na pięć premier tego sezonu, trzy zrealizowane zostały przy ich udziale. Ważne, że efekty tego międzynarodowego partnerstwa są imponujące i ujmują profesjonalizmem, co widać choćby w "Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy." (...) Dla dzieci Klasykę scenicznej literatury dziecięcej budują baśni. Najciekawszym przedstawieniem odwołującym się do tego dziedzictwa, nie tylko spośród opolskich prezentacji, ale również w kontekście minionego roku, jest polsko-litewsko-rosyjska koprodukcja Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy w reżyserii Anny Iwanowej-Braszinskiej, zrealizowana w Białostockim Teatrze Lalek. Współczesny tekst Anny i Michaiła Braszinskich nie tylko intrygująco przetwarza wątki baśniowe, sięgając do motywu dziecięcej wędrówki czy eksploatując archetypiczną figurę złej czarownicy, lecz przede wszystkim ocala największą wartość baśni - wzbudzenie pozytywnego lęku, ułatwiającego dziecku, które wchodzi w świat fikcji, przepracowanie problemów pojawiających się w rzeczywistości. O znaczeniu i wadze spotkania dziecka z baśnią pisał Bruno Bettelheim: „Baśnie pomagają dziecku w odkrywaniu własnej tożsamości i własnego powołania, wskazując zarazem, jakich potrzebuje ono doświadczeń, by rozwinąć swój charakter [...]. Baśń daje do zrozumienia, że pomyślne, pełne satysfakcji życie dostępne jest każdemu mimo życiowych przeciwności - lecz jedynie wówczas, gdy nie ucieka się przed pełnymi niebezpieczeństw życiowymi zmaganiami, bo tylko one pozwalają odkryć nasze prawdziwe »ja«. Opowieści te przekazują dziecku obietnicę, że jeśli zdobędzie się na odwagę, aby tego rodzaju poszukiwanie pełne trwóg i prób - podjąć, wesprą je dobre moce i odniesie zwycięstwo”. Tę odwagę ma w sobie główna bohaterka spektaklu, Malwina, która podczas zabawy traci brata, bowiem jej wypowiadane na prawach gry słowa o porwaniu go przez czarownice zmieniają się w rzeczywistość. Dziewczynka wyrusza, by odnaleźć brata, i jak każdy baśniowy bohater będzie musiała sprostać przeciwnościom losu i złym siłom - a te mają w białostockim spektaklu naprawdę demoniczny wymiar. Etapy wędrówki to kolejne spotkania z czarownicami: Kucharką (Alicja Bach), która zjada dzieci, Krawcową (Adam Zieleniecki) szyjącą „kolekcje dziecięce” z malutkich ciałek, Lekarką (Maria Rogowska) wysysającą z dzieci krew i Policjantką - najstraszniejszą, która więzi dzieci (Barbara Muszyńska-Piecka). Twórcy spektaklu nie łagodzą treści, przeprowadzają małych widzów przez świat okrutny, przerażający, pełen odrealnionych wizji ożywianych mocą animacji. Wydobywane z mroku detale scenografii stanowią zaledwie lekko oświetlone punkty na ogromnej, ciemnej scenie - co zostawia jeszcze więcej miejsca dla imaginacji. Cztery miejsca postoju Malwiny to cztery różne, świetne kreacje aktorskie oraz odmienna stylistyka scenograficzna. Gintarė Vaivadaitė, Lauryna Liepaitė, Šarūnė Pečiukonytė i Agnė Kupšytė, studentki scenografii wileńskiej ASP, wykreowały na scenie odrealnione przestrzenie, które wręcz organicznie współdziałają z panującymi w nich czarownicami. Wszystkie elementy spektaklu budują napięcie. Jest strasznie i tajemniczo, ale odwaga bohaterki oraz jej zdolność do przeciwstawienia się złu mają w sobie niezwykłą moc przezwyciężania strachu, również na widowni. Malwina znajduje w sobie siłę, żeby zaprzeczyć istnieniu czarownic, wyrwać się z pogrążającego ją snu i wrócić do rzeczywistości. Wędrówka pozwala jej nie tylko zmierzyć się ze strachem, ale również zrozumieć miłość do brata. Poprzez zaufanie do mocy tradycji białostocki spektakl okazuje się propozycją naprawdę wyjątkową, o wymowie i potencjale emocjonalnym nieczęsto spotykanym we współczesnym teatrze lalek. Jednak nie wszyscy twórcy prezentowanych w Opolu przedstawień opartych na motywach baśniowych zaufali sile tego gatunku. (...) HISTORIA / HISTORY 2011 r. XXV Ogólnopolski Festiwal Teatrów Lalek w Opolu nagroda aktorska za rolę Papugi przyznana Magdalenie Mioduszewskiej Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.
„ Czuję kolację. — Baba Jaga.[1] ” Baba Jaga to postać pojawiająca się w serialu Dawno, dawno temu. Debiutuje w odcinku Biegun północny pierwszego sezonu. W jej rolę wciela się Emma Caulfield. Historia Przed pierwszą klątwą Baba Jaga mieszkała w odległym domku w Zaczarowanym Lesie, wykonanym z całości ze słodyczy. Piekła pysznie pachnące słodkości, aby zwabić do swojej chaty dzieci, które następnie zamykała w klatce, po czym gotowała i jadła. W pewnym momencie Baba Jaga ukradła zatrute jabłko nasycone klątwą snu. Zła Królowa starała się odzyskać swój owoc, dlatego też wiedźma rzuciła na swoją chatę zaklęcie, które pozwalało wejść do niej jedynie dzieciom. Kiedy Zła Królowa spotkała Jasia i Małgosię, kazała im wykraść zatrute jabłko z chaty Baby Jagi w zamian za odnalezienie ich ojca. Jednak pomimo ostrzeżeń kobiety, aby niczego nie jedli, Jaś zlizał lukier z babeczki, budząc czarownicę. Wiedźma próbowała zjeść rodzeństwo, ale dzieci oszukały ją i zamknęły w jej własnym piecu, po czym uciekły z domu razem z zatrutym jabłkiem. Zła Królowa, która obserwowała wydarzenia przez magiczne lustro, wysłała przez lustro kulę ognia, zapalając piec. Baba Jaga zginęła, spalona żywcem w swoim piecu. Dzięki temu Zła Królowa nie tylko odzyskała zatrute jabłko, ale także zemściła się na rywalce.[1] Po trzeciej klątwie Po śmierci Baby Jagi jej dusza trafiła do wzorowanego na Storybrooke Podziemia z powodu spraw, których za życia nie udało jej się dokończyć, gdzie zaczęła pracować w jadłodajni. Gdy umarł Hak, Emma Swan i jej bliscy przybyli do zaświatów w celu ratowania go, gdzie rozdzielili się i próbowali go odnaleźć. Mary Margaret udała się do baru, gdzie Baba Jaga rozpoznała ją natychmiast po jej zapachu. Zaoferowała jej do jedzenia pierniki lub dzieci. Kobieta powiedziała jej, że szuka mężczyzny o ciemnych włosach z hakiem zamiast dłoni. Wiedźma uświadomiła sobie, że mówi o Haku. Mary Margaret spytała ją, czy go zna, ale czarownica zaprzeczyła, mówiąc, że jej opis był dość jednoznaczny.[2] Kiedy Regina z przyjaciółmi poszukiwała Herkulesa, udała się do baru Baby Jagi. Czarownica nie chciała pomóc, z oburzeniem przypominając, iż ta spaliła ją żywcem. Regina jednak odparła, że mogła się spodziewać takiej reakcji, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że ukradła jej jabłko. Podany przed kobietę argument spowodował, że Baba Jaga złagodniała i powiedziała Reginie i jej przyjaciołom, że Herkules zwykle wpada do jadłodajni podczas przerwy obiadowej. Wypowiedziała się również na temat swoich daremnych prób dokarmiania go, mimo których wciąż jest wyraźnie umięśniony. Gdy Mary Margaret spytała ją, gdzie dokładnie mężczyzna ma przerwę, ona powiedziała jej o tym, że Herkules pracuje w dokach.[3] Baba Jaga obsługiwała Davida i Śnieżkę, kiedy małżonkowie przyszli na posiłek do jej jadłodajni. Mimo że nie zdążyli złożyć zamówienia, podała mężczyźnie talerz z chlebem tostowym, a kobiecie miskę płatków owsianych. Śnieżka była zaskoczona, że wiedźma wie, co lubią jeść, ale ta stwierdziła, że zna przysmaki wszystkich bywalców restauracji. Następnie udała się po kakao dla kobiety. Kiedy wracała, podsłuchała, jak Śnieżka rozmawiała z Davidem na temat znalezienia sposobu rozmowy z synem Nealem, który przebywa Storybrooke. W zamian za przydatne informacje, ślepa wiedźma poprosiła, aby mężczyzna dmuchnął do probówki, stwierdzając, że powiew żywej duszy sprzedaje się bardzo dobrze na czarnym rynku Podziemia. Po tym, jak David zrobił to, o co poprosiła Baba Jaga, kobieta powiedziała im o budce telefonicznej, która umożliwia osobie w zaświatach "nawiedzanie" ludzi w świecie żywych.[4] W poszukiwaniu cioci Em, której pocałunek prawdziwej miłości mógłby wybudzić Dorotkę z klątwy snu, Ruby i jej sojusznicy przybyli do baru Baby Jagi, aby dowiedzieć się od niej o miejscu pobytu kobiety. Czarownica za pomocą węchu od razu rozpoznała w Ruby wilka i nie zgodziła się na jej obsługę, stwierdzając, że psy nie mają wstępu do restauracji. Ruby sprzeciwiła się wiedźmie, mówiąc, nikt nie będzie traktował jej w ten sposób w jej własnym barze, lecz ta zauważyła, że budynek nie należy jeszcze do niej. Emma nalegała, aby pomogła w zlokalizowaniu cioci Em, znanej jako Emily Brown, który jest wciąż gdzieś w Podziemiu. Kiedy Regina zagroziła, że jej klienci wkrótce zostaną pożarci przez Ruby, Baba Jaga zgodziła się z nimi współpracować. Powiedziała im, że nienawidzi cioci Em, ponieważ prowadzi własną działalność gastronomiczną w pobliżu jej baru i jest dla niej konkurencją.[5] Sprzymierzając się z Cruellą, która chciała zostać nową władczynią Podziemia po odejściu Hadesa, Baba Jaga użyła swojej magii, aby uwięzić bohaterów w bibliotece i uniemożliwić im powrót do Storybrooke. Kiedy Regina nie zdołała otworzyć drzwi za pomocą ognistej kuli, wiedźma stwierdziła, że wreszcie otrzymała karę za zabicie jej. Następnie Cruella powiedziała swojej sojuszniczce, że po wszystkim spędzą miło wieczność w Podziemiu, po czym z satysfakcją odeszły. Chwilę później Regina zdała sobie sprawę, że nie tylko magia ślepej wiedźmy zatrzymała ich w bibliotece, ale także Hades, który ich oszukał.[6] Po ucieczce bohaterów z Podziemia i ich powrocie do Storybrooke, Baba Jaga kontynuowała prowadzenie jadłodajni. Któregoś dnia do baru przyszedł król Artur, całkowicie zagubiony i niezdający sobie sprawy z tego, gdzie trafił. Aby się tego dowiedzieć, spytał chłopca siedzącego przy ladzie, lecz wiedźma poinformowała go, że dziecko przestało mówić wiele wieków temu. Zaoferowała mu kawę, ale Artur wpadł w gniew, chcąc dowiedzieć się, co to za miejsce. Właściwej odpowiedzi udzielił mu Hak, na co przerażony mężczyzna uświadomił sobie, że nie żyje. Po tym, jak Artur ujawnił, że to Hades go zabił, Killian postanowił dostarczyć Emmie wiadomość, dzięki której będzie w stanie pokonać boga śmierci. Do rozmowy mężczyzn wtrąciła się Baba Jaga, mówiąc im, że nie jest to możliwe, gdyż Hades nigdy nie ujawnia swoich słabości. Hak zamierzał odpowiedzieć jej gniewną ripostą, lecz zdał sobie sprawę, że ma ona rację. Po chwili jednak stwierdził, że skoro bóg śmierci opuścił Podziemie, jest możliwe odkrycie jego słabych stron. Później Hak i Artur wrócili do baru, kiedy znaleźli strony z księgi baśni dotyczące Hadesa, ale nie samą książkę. Wiedźma powitała ich i żartobliwie stwierdziła, że wyczuwa braterską więź. Zaproponowała im stolik dla dwojga, lecz mężczyźni odmówili i poszli porozmawiać z Cruellą.[7] Magiczne umiejętności Czarnoksięstwo - zdolność do rzucania zaklęć i/lub klątw. Telekineza - zdolność kontrolowania ruchu przedmiotów lub innych ludzi/zwierząt. Występy Dawno, dawno temu Sezon 1 109. "Biegun północny" Sezon 5 512. "Dusze tych, którzy odeszli" 513. "Zachody miłosne" 514. "Diabelskie nasienie" (wspominany/a) 516. "Nasz upadek" 518. "Rubinowe pantofelki" 520. "Ognisty ptak" 521. "Ostatnie namaszczenie" Powieści Red's Untold Tale (wspominany/a) Regina Rising Ciekawostki Baba Jaga jest wzorowana na postaci z baśni Jaś i Małgosia. Jest to czwarta czarownica pojawiająca się w serialu, w tym druga niewidoma. Baba Jaga ma bardzo rozwinięty zmysł węchu i zwiększoną wrażliwość na rzeczy wokół niej. Może to być spowodowane jej ślepotą, która wyostrza inne zmysły. Odstęp między pierwszym a drugim pojawianiem się Baby Jagi wynosi dziewięćdziesiąt jeden odcinków. Jest to jedna z największych różnic między występami w serialu. Według Reginy jej czary są zazwyczaj "połowiczne", co oznacza, że prawdopodobnie nie jest zbyt doświadczona w korzystaniu z magii.[6] W dodatku DVD Three Who Stayed do sezonu 4 okazuje się, że ma 23-letnią córkę o imieniu Lana Lewis, która trafiła do Storybrooke przez drugą klątwę i pracuje jako opiekunka do dziecka dla Aurory. Klip ten nie został jednak potwierdzony jako kanoniczny.[8] Przypisy ↑ 1,0 1,1 == Przypisy == ↑ == Przypisy == ↑ == Przypisy == ↑ == Przypisy == ↑ == Przypisy == ↑ 6,0 6,1 == Przypisy == ↑ == Przypisy == ↑
Ostatnio moją ulubioną grą z dziewczynkami jest Jaś i Małgosia od firmy Granna. Prosta, ale również ciekawa rozgrywka, piękne wydanie, plansza trójwymiarowa i to co dzieci lubią najbardziej czyli słodyczowe układanki. Po raz kolejny firma Granna mnie nie zawiodła! Gra Jaś i Małgosia wcale nie nudzi i wygląda naprawdę efektownie. Na środku stawiamy domek Baby Jagi, wokół którego zła czarownica goni Jasia i Małgosię. Poza tym mamy do dyspozycji 40 kafelków słodyczy, które służą do układania pączków, cukierków, lizaków, słodkich rogalików, lodów… Mniam! O co chodzi w grze? Jaś i Małgosia to gra kooperacyjna. Wygrywamy lub przegrywamy zawsze razem. Przeciwnikiem jest zła Baba Jaga, której celem jest złapanie dzieci, gdy ich dogoni następuje koniec gry i tym samym przegrywamy. Jeśli chcemy zakończyć planszówkę z sukcesem, musimy zdobyć 5 pierniczków, które leżą na dachu chatki. Dodatkowo cały czas trzeba uważać by nie zostać schwytanym przez złą wiedźmę. Każdy nasz ruch polega na tym by wyłożyć na środek 1 z kafelków słodyczy, takich mini puzzelków. Kolejne osoby robią to samo i dbają o to by ułożyć całego pączka, lizaka czy inną słodkość. Ich pełny wzór pozwala nam sięgnąć po pierniczka. Gra jednak nie jest taka do końca prosta, bo w zależności jak ułożymy kafelki, decydujemy ile ruchów wokół chatki wykonują pionki bohaterów. Każdy taki puzzelek jest oznaczony ruchem dla konkretnej postaci. Poza tym wśród losowanych słodkich kafelków słodyczy możemy też wylosować kapelusze Baby Jagi, które pozwalają na natychmiastowy ruch wiedźmy. Potrafi to trochę zaskoczyć! Większość gier planszowych opiera się na używaniu kostki, tu ta losowość jest trochę mniejsza i mamy większy wpływ na rozgrywkę. Dzięki temu trzeba bardziej pogłówkować nad kolejnymi ruchami i układaniem kafelków w taki sposób, by zgadzały się kroki pionków. Co mi się podoba w grze Jaś i Małgosia? To co bardzo podoba mi się w grze Jaś i Małgosia, to jej wygląd. Plansza jest naprawdę ładna, kolorowa i oryginalna. Jej trójwymiarowość dodatkowo zachęca dzieci do wspólnej rozgrywki – zapewnia jakby dodatkową zabawę figurkami i domkiem. Według mnie wielkim plusem Jasia i Małgosi jest też to, że jest złożona z jakby kilku poziomów trudności. Grając z moją 3 i 5-latką każda z nas znajduje coś dla siebie. Najmłodsza czuje się dobrze w układaniu kafelków słodyczy i ruszaniu pionkami, starsza dodatkowo liczy ruchy każdej postaci i zastanawia się wspólnie ze mną jak to zrobić, by Baba Jaga nie dogoniła dzieci. Ja najzwyczajniej kontroluję, byśmy nie przegrały 😉 Dla rodzica, który poszukuje gry dla maluchów, które zajmą się same sobą bez żadnej ich ingerencji ta gra się nie sprawdzi. Pewnie zasugerowany na pudełku wiek 6 lat jest idealny. Jednak jeśli opiekun ma również grać z dziećmi to ta planszówka jest świetna dla każdego. Rodzic nie myśli przez cały czas kiedy to się wreszcie skończy!? Choć z drugiej strony moje dziewczyny i beze mnie lubią po prostu układać słodyczowe układanki… Czy są jakieś minusy? Jako minus gry mogłabym podać jedynie kształt planszy. Pionki po kwadracie trzeba co chwilę wykładać i przekładać na następną krawędź pudełka (to po nim się poruszają postaci). Jest to trochę niewygodne. Gdyby plansza była okrągła to pewnie wszystko byłoby wygodniejsze (choć znowu wtedy poskładana gra nie mieściłaby się tak dobrze w szafce ;)) Ostateczna opinia o grze Jaś i Małgosia Podsumowując, bardzo polecam Jasia i Małgosię na prezent dzieci. Choć na pudełku rekomendowały wiek gracza to 6 lat, to moim zdaniem i młodsi mogą mieć niezłą zabawę z tej planszówki. Jeśli tylko wiecie, że ktoś straszy również zaangażuje się w grę z dziećmi, wtedy spokojnie i 3-latki bedą mieć frajdę, a im starsze to powoli będą uczyć się strategii i planowania kolejnych kroków. To już druga moja recenzja gry planszowej, jeśli nie czytaliście poprzedniej to zapraszam do tekstu o Smoku Wawelskim. Jeśli natomiast pierwszy raz trafiłeś na mojego bloga to będzie mi bardzo miło jak zajrzysz też do moich social mediów i polubisz np. mój profil na facebooku 😉
Reżyser Caradog W. James oprawił mit w sfatygowane ramy współczesnej konwencji mainstreamowego kina grozy, gdzie główną rolę często grają niewyszukane „jump scares” i długowłose potworzyce wzorowane na historiach o duchach made in Japan. To jednak nie formalne schematy są największą słabością produkcji – nad tymi da się przejść do porządku dziennego bez większych boleści. Zdecydowanie trudniej jest przymknąć oko na wszechobecną scenariuszową niedbałość... „Baba Jaga” opowiada o matce i córce; ta pierwsza miała przed laty problem z narkotykami, przez co była zmuszona oddać tę drugą do ośrodka. Mija dziewięć lat, a nastoletnia teraz Chloe (Lucy Boynton) wciąż nie może patrzeć na Jess (Katee Sackhoff), mimo że ta wyrwała się z nałogu i jest gotowa zrobić wszystko, żeby odzyskać prawa do opieki. Dziewczyna decyduje się zamieszkać z rodzicielką dopiero wtedy, gdy zdaje sobie sprawę, że pukając do drzwi domu, gdzie prawdopodobnie żyła i zmarła najprawdziwsza wiedźma, przyciągnęła ku sobie uwagę nadnaturalnej istoty. Jess zostaje postawiona przed dylematem: wesprzeć córkę w szaleństwie i odzyskać jej zaufanie, czy podążyć drogą zdrowego rozsądku i zaryzykować ponowną utratę Chloe? Wystawiona na pierwszy plan psychologia postaci z początku tuszuje niewielkie (jeszcze) dziury narracyjne. Nieśmiałą próbę sklecenia czegoś nieco bardziej złożonego aniżeli sztampowy horror popcornowy jest widoczna jak na dłoni – pod kopułą wyświechtanego wątku nadprzyrodzonego w „Babie Jadze” kryją się rodzinne relacje... relacje zarysowane bardzo powierzchownie i przedstawione tylko naprędce, ale tworzące produkt całkiem „zjadliwy” w połączeniu z wyśmienitą grą aktorską Sackhoff i baśniowym motywem. Dorzućmy do tego jeszcze buczącą złowrogo w tle muzykę, kilka ciemnych zakamarków oraz czającą się w nich figurę o pająkowatych kończynach (spuśćmy zasłonę milczenia na fakt, że przypomina ona Kayako z „Klątwy Ju-on”), a otrzymamy – wydawałoby się –przyzwoity film z solidnym klimatem w stylu „Babadooka”. Przychodzi jednak taki czas, kiedy natłok godnych politowania rozwiązań fabularnych staje się zbyt wielki, aby jakiekolwiek podteksty czy „ludowości” mogły nam to wynagrodzić. Niespokojny duch, zabobonna cudzoziemka, tajemnica do wygooglowania, kilka dziecinnie prostych zmyłek – „Baba Jaga” to parada podręcznikowych trywializmów gatunkowych. Co gorsza, przeskoki między nimi odbywają się w akompaniamencie wyjaśnień tak płytkich, że ręka sama wędruje do czoła; nawet tytułowa maszkara, mimo iż kluczowa dla rozwoju wydarzeń, dołącza do obrazu zgoła przypadkowo: po „klasycznym”, z sufitu wziętym researchu internetowym przeprowadzonym przez jedną z postaci. Sytuacyjna sztuczność przekracza granice drobnych wpadek – dwie główne bohaterki w walce z prześladującym je złem zdają się polegać na czystej intuicji, zadziwiające jest więc, z jaką łatwością wciąż wpadają na właściwe tropy. I chociaż nie obyło się bez obowiązkowego finałowego twistu, trudno docenić tę szczyptę wzmożonego wysiłku, jaką scenarzyści włożyli w zakończenie, gdyż (oczywiście!) jest ono równie naciągane i banalne, co całokształt nieszczęsnego skryptu. Jeśli sądzicie, że seans dzieła Jamesa przebudzi przynajmniej cień emocji, które towarzyszyły wielu z nas w cielęcych latach podczas obcowania z pełną magicznych, przerażających stworów fantastyką, będziecie musieli obejść się smakiem. Twórcy zmarnowali urok wywodzącej się z ludowej tradycji postaci czarownicy na rzecz podporządkowania filmu zasadom kina komercyjnego. Od strony audiowizualnej „Baba Jaga” trzyma satysfakcjonujący poziom – miły dla oka jest chociażby ponury las, gdzie zamieszkuje dzieciożerna starsza pani – lecz dla widza świadomego możliwości, jakie oferuje gatunek horror, będą to wyłącznie nędzne ochłapy. Ocena: 5/10 źródło: (Standardowa licencja) Autorka recenzji publikuje też na portalu pod nickiem Surgeon_OperatingTable, na stronie oraz na blogu: Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Kup licencję
baba jaga wcale nie jest zła